08 kwietnia 2010
Obudziło mnie wczesne słońce które zaglądało do naszej jaskini by obudzić i ogrzać świat. Leżałam chwile wygrzewając się w jego promieniach z lubością przymrużając ślepia. Moim uszom dały się słyszeć pomruki jakie zwykle towarzyszą rozkosznemu wstawaniu z pięknego snu. Powoli wstałam, próbując pobudzić swoje jeszcze zaspane mięśnie.
Wybiegłam z jaskini tuż przed zgiełkiem mieszkańców HOLS’u. Wszyscy witali się z uśmiechami. Tak, powitałam ich z daleka, oglądając się na towarzyszy. Ruszyłam do lasu by powitać już rozbudzoną wiosnę. Truchtałam patrząc na wyłażące zielone listki, ledwo zbudzone ze snu zimowego motylki. Uśmiechałam się w duchu. Odnalazłam spokój, dziwne nigdy taka nie byłam. Wbiegłam w las, wiedząc że dąże do określonego celu. Mijałam znajome mi głazy, krzaki i kamienie. Powoli słyszał ciche szemry i szepty, ćwierkanie zakochanych skrzydlatych zwierząt. Stęskniłam się za tym dźwiękiem, mimo tego jak kochałam zimę.
Wbiegłam na spory głaz, spoglądając na strumyczek. Zawyłam, niczym do księżyca. Rytualne powitanie wiosny! Wskoczyłam do płytkiej wody, która ledwie przykryła mi łapy. Napiłam się mroźnego źródlanego daru. Przyjrzałam się śpiewającym ptaszkom. Świat stał się kolorowy, po tych wielu bolesnych dniach. Wróciłam myślami do stada, położyłam się na już ciepłym od słońca kamieniu. Słońce miło łaskotało moje teraz wilcze ciało.
Moje stado. Czy naprawdę zagubionych dusz? Wyłożyłam się w świetle gorącego cudu jakim było dla mnie słońce. Tak, to stado wiele mnie nauczyło, wiele pokazało i dało od siebie. Wspomniałam Jenny, która musiała wyruszyć w drogę, ale obiecała, że wróci. Uśmiechnęłam się do myśli. Tak, Jenny pokazała mi kim jestem, jak i tyle osoób z tego stada. Zrozumiałam co znaczy oddanie. Śpiewy ptaków wypełniały jeszcze niewielką pustkę w mojej duszy i sercu. Ale jeszcze miejsca zostało. I jakby chmury zakryły słońce, a wraz z nimi nawiedziły mnie zmutne myśli. KIKA i wiele innych którzy odeszli ze stada. W poszukiwaniu czego… Zapomniałam, czego szukałam ja. Najwyraźniej znalazłam to tu. I ponownie rozpłynęłam się w szczęściu. Niewiarygodne uczucie być między nimi, tymi zwierzętami, tak niezwykłymi.
Coś zatrzepotało się obok ucha mego, przysiadło na łopatce. I siedziało. Podniosłam łeb, by spojrzeć co zakłóca ten błogostan. Małe skrzydlate cuś, co wyglądało niczym piękna kobieta, odziana w małe listki, a we włosach gałązka. Otworzyłam oczy ze zdumienia. Małe stworzonko przekrzywiło główkę i zamrugało. Uśmiechnęło się.
Dopiero po chwili zrozumiałam kto mnie nawiedził Duszek lasu, coś co przynosi szczęście. Powoli wstała do pozycji siedzącej. Duszek zsunął się po moim grzbiecie i opadł na ogon. Zatrzepotał świeżymi, zielonkawymi skrzydełkami i odleciał na mech. Podeszłam do niej, i pomyślałam o tym jak dobrze mi w stadzie, i że chciałabym aby tak pozostało. Małą dziewczynka kiwnęła równie małą główką, uśmiechnęłą sie promiennie, powoli wzlatywałą, a za nią rosło kilka gałązek, na których rozwijały się kwiaty. Niewyobrażalnie piękny widok, patrzeć jak duszek lasu tworzy marzenia.
Zielony mały krzaczek rozwinął kwiaty, a duszek odleciał. Mieniące się wszystkimi kolorami kwiaty lśniły na krzewie. Pospiesznie zerwałam kilka gałązek z kwiatami i pobiegłam do stada. Zanieść nowinę, że zioło szczęścia wyrosło w lesie. Kwiat, o którym opowiadała mi moja babka, póki jeszcze żyła… A długo żyła…
___
Chciałabym podziękować tym, którzy naprawdę należą do tego stada, tym którzy się udzielają!
*uśmiechnęła się i odbiegła*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz