piątek, 11 lipca 2014

Zadanie – „Pierścień Czarnego Feniksa” VIII (Aldieb)

[ Ostatnia część. Luu nie należy do HOLS, no ale cóż. o: ]
          Rzuciłyśmy torby na kamienną posadzkę w opuszczonej jaskini. Luna na wszelki wypadek zabrała wszystkie swoje przybory, które w razie czego mogłyby się przydać, toteż musiałam jej pomóc w noszeniu pakunków. Mieszkający tu szaman zostawił cały swój dobytek na miejscu. Nie wiedziałyśmy co spowodowało tak szybkie jego odejście, jednakże nie narzekałyśmy.
          Dziewczyna zaczęła szperać między półkami, szukając odpowiedniej księgi, a ja tym czasem zmieniłam postać na zwierzęcą. Śledziłam spojrzeniem jej ruchy, czując podekscytowanie i lekkie zniecierpliwienie. Mój ogon zamiatał nerwowo po ziemi, podczas gdy ja zaczęłam uważniej przyglądać się otoczeniu.
          Zagracona jaskinia mogłaby sprawiać wrażenie przytulnej, gdyby nie to, że wionęło od niej pustką, opuszczeniem. Sterty książek na drewnianych regałach, a pomiędzy nimi poutykane fiolki z różnymi płynami bądź proszkami. Co rusz można było dostrzec jakąś czaszkę czy nawet cały szkielet jakiegoś drobniejszego zwierza. Gdzieś w głębi cichutko zaświergotały dzwoneczki, poruszone przez mocniejszy podmuch chłodnego wiatru. A wszystko to pokryte kurzem i pajęczynami. W powietrzu unosił się nieprzyjemny, zatęchły zapach, a wilgoć, która przez lata zbierała się w zagłębieniach skalnych wcale nie sprzyjała przechowywaniu stert papierzysk.
          Drgnęłam nagle, słysząc głos Luny. Podeszłam do niej i zajrzałam jej przez ramię na luźną kartkę, pokrytą starannym, zawiłym pismem. Niewiele rozumiałam z tego, co było tam napisane. Luu chyba wyczuła to, gdyż zaczęła czytać na głos.
          – Musi być wieczór, aby dzień nie zakłócał spokoju cienia. Nie może być gwiazdy na niebie, aby ona nie ukradła tajemnicy spowitej w tym piórze. Może ją wydobyć jedynie ogień. Jednak, gdy popiół i dym zatańczą razem, wskrzeszając to co przemilczane, musisz wypowiedzieć kilka słów, kładąc jednocześnie eliksir w sercu ognia…
          – Eliksir? – Przerwałam, przekrzywiając lekko łeb.
          Dziewczyna przytaknęła i wskazała palcem na mały rysunek z opisem w rogu.
          – Jest to eliksir pieczętujący.
          Westchnęłam cicho. Powoli zaczynałam mieć tego wszystkiego dosyć. Kiedy myślałam, że już koniec, nagle okazuje się, że pojawiają się kolejne komplikacje.
          – Zatem trzeba poszukać składników. – Mruknęłam z niezadowoleniem.
          Dziewczyna obróciła się do mnie i uśmiechnęła pokrzepiająco.
          – Nie martw się. Z tego co widzę, mam już wszystkie potrzebne składniki. Pozostaje nam się tylko modlić, aby warunki dopisały…
          Resztę czasu spędzałam na obserwowaniu poczynań Luny. Niewiele się na tym znałam, więc mogłam jedynie patrzeć i podawać jej rzeczy, o które prosiła. Obserwowałam uważnie jak mieli różnorodne zioła i inne rośliny, wypowiadając szybko słowa w nieznanym mi języku. Nawet nie próbowałam zgadywać co mówi. Zbyt dużo myśli kotłowało mi się w głowie. Ta całą wyprawa wydawała się być nierealna, a świat, w którym się obecnie znajdowałam oderwany od rzeczywistości.
          – Al, wszystko dobrze?
          Spojrzałam na nią i przytaknęłam. Przyglądała mi się przez chwilę, jakby upewniając, że nie oszukuję.
          – Podasz mi tamten woreczek? – Wskazała na brązowe zawiniątko leżące koło moich łap.           Wzięłam to ostrożnie do pyska i podeszłam, wypuszczając do otwartej dłoni dziewczyny. Uśmiechnęłam się słabo i wróciłam na swoje miejsce. Usiadłam, oplatając smukłe łapy ogonem.
          Czas mijał wyjątkowo niestabilnie. Przez chwilę wydawało mi się, że oglądam jak Luu przelewa wszystko do małego flakonika, a w następnej chwili obserwowałam, jak kończy usypywać krąg z soli. Wyprostowała się, masując obolałe plecy. W środku kręgu znajdował się mały stosik, który pewnie miał wkrótce stać się ogniskiem.
          – Pójdę sprawdzić jak wygląda dzisiejsza noc. – Głos dziewczyny wdarł się do mojej głowy.
          Wstałam i szybkim krokiem ruszyłam w kierunku wyjścia.
          – Czekaj. Ja sprawdzę. Ty odpocznij. Dużo się dzisiaj narobiłaś. – Rzuciłam szybko i wyszłam. Zatrzymałam się dopiero, gdy do nozdrzy doleciało świeże powietrze, a futro zafalowało lekko pod wpływem delikatnego podmuchu wiatru. Zamknęłam ślepia i wzięłam głębszy wdech, unosząc pysk w kierunku nieba. Chciałam, aby ta chwila zatrzymała się, pozwalając mi na chwil e wytchnienia. Oderwania się. Jednak czy nie lepiej już to zakończyć? Powoli otwierałam ślepia, jakby z obawą, że ujrzę niebo pełne gwiazd. Wypuściłam ze świstem powietrze, gdy ujrzałam jedynie ciemne chmury. Wydawało się, jakby niebo miało się zaraz zarwać i runąć na spowitą w mroku ziemię.
          Ociągając się, wróciłam do środka i przytaknęłam. Ostrożnie weszłam do kręgu, aby nie przerwać usypanych linii. Luna bez słowa wyciągnęła zapalniczkę i zapaliła stosik. Po jego dwóch stronach ułożyła kadzidełka, po czym spojrzała na mnie, a w jej jasnych oczach pojawił się dziwny błysk.
          – Gotowa? – Wymruczała cicho.
          Przytaknęłam w odpowiedzi, a na pyszczku pojawiło się napięcie.
          Luna wzięła pióro w dłonie i chwyciła notatki, w których spisała słowa rytuału. Uniosła dłoń nad ogień i obracając pióro w palcach zaczęła czytać. Wbiłam złote ślepia w jej dłoń. Obracające się pióro zaczynało dziwnie falować. Z każdą chwilą jego ruch wydawał się być coraz bardziej płynny, jednak i wolniejszy, jakby czas zmierzał do zatrzymania się. Zrozumiałam, że nie słyszę już słów dziewczyny. Umysł ograniczył się jedynie do tego małego przedmiotu. Nagle Luna zniżyła dłoń i wypuściła pióro. Chciałam krzyknąć, aby tego nie robiła, ale nie mogłam się ruszyć. Moje ciało zamarło, odcinając się od świadomości, w której zostałam zamknięta.
          Z ognia błysnęły iskry, a po pomieszczeniu rozległ się cichy syk. Patrzyłam jak w powietrze unosi się dym, dźwigający ze sobą resztki pióra skryte w popiele. Całość zaczynała się rozchodzić na boki i tworzyć dziwnego rodzaju obraz. Jakby niewyraźne sylwetki, starające się uformować swoje prawdziwe postacie. Jednak coś im to uniemożliwiało. Zerknęłam na Lunę, a w jej jasnych oczach ujrzałam odbicie siebie. Futro jakby pociemniało mimo ognia, który tańczył dziwną poświatą wokół mnie. Skulone lekko uszy przypominały rogi, a oczy płonęły swym płynnym złotem. Nie. Jedno z oczu różniło się. Demon – pomyślałam, jednak szybko odbiegłam od tej myśli. Nie mogłam tak o sobie myśleć. Nie tak… Zamrugałam kilkakrotnie, jednak dziewczyna już na mnie nie patrzyła. Sięgała po mały flakonik. Ponownie spojrzałam w górę, a wzdłuż kręgosłupa przeszył mnie dreszcz. Dym wydawał się formować szpony, wyciągane w kierunku mojego pyska. Starałam się cofnąć, ale nie mogłam. I wszystko nagle zawirowało. Kątem ślepia dostrzegłam unoszące się z ognia iskry. Usłyszałam cichy jęk i krzyk, ale nie był to głos Luny. Poczułam jak oczy zachodzą czernią, a ciało traci stabilność i upadam. Wyczułam na barku ciepły dotyk. Później nastała już tylko ciemność…
Koniec.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz