piątek, 11 lipca 2014

Powroty... (Shitan)

1 Kwietnia 2012
       Czarny niczym smoła pegaz stał pośrodku lasu wyraźnie wpatrzony przed siebie. Jego potężne skrzydła pozwalały przypomnieć że nigdy nie był łatwym przeciwnikiem. Uszy postawione na sztorc i to smutne, okryte tajemnicą spojrzenie. Ogon i grzywa wprawione w delikatne ruchy przez ciepły, wiosenny wiatr. Kopyta pokropione lekko krwawym potem, wbite teraz w błotniste podłoże. Jego łeb był lekko pochylony w dół jakby przed nim była przeszkoda nie do pokonania. Przeszkoda której nie chciał za nic na świecie pokonać. 
Usłysz dźwięk spadającego deszczu,
Spadającego jak płomień Armagedonu.
Ogier uniósł powoli łeb i postąpił krok na przód. Znów powrócił do swego domu z jednej ze swych wypraw. Jednocześnie chciał znów zobaczyć swoją żonę, swoje dzieci, ale z drugiej strony wiedział że nie poświęca im wystarczająco czasu. Chłodne krople wiosennego deszczu zaczęły stopniowo moczyć jego ciało. Zatrzymał się  na jednej z polan pozwalając na całkowite zmoczenie. Stał tak wpatrzony w blady wchód słońca. Deszcz powoli obmył jego zbłocone nogi i skrwawione długą drogą kopyta. Pragnął jak najszybciej znaleźć się w pobliżu rodziny. Za razem jednak nie chciał by się martwili. Nadął chrapy i ruszył przed siebie, wlokąc skrzydła po ziemi. Czuł z tym miejscem więź, bardzo dużą więź.. Jakby ktoś przykuł jego serce łańcuchem do skały na środku polany. Do tej samej skały, którą kilka lat temu zobaczył po raz pierwszy. Do tej samej, na której  po raz pierwszy ujrzał małą, uśmiechniętą waderę. Do tej samej, przy której ujrzał śnieżno białą klacz… 
Deszcz powoli ustąpił i w lesie znów zapanowała ta okropna cisza.
Postawił uszy na sztorc. Polana niegdyś pełna, dziś, świeciła pustkami. Przystanął na skraju lasu i machnął porządnie ogonem. Wbił wzrok w skałę. Po kilku minutach poruszył lekko uchem słysząc szmer. Pod jego nogi wyskoczył mały, wesoły źrebak. Zaczął radośnie rżeć i parskać ciesząc się widokiem ojca. Ogier również uśmiechnął się i trącił malca czule chrapami w czoło, muskając delikatnie jego krótką jeszcze grzywkę. Obaj zaśmiali się. Młody ogierek zaczął tarzać się na ziemi, zachęcając do tego swego opiekuna, lecz ten stał wciąż nieruchomo.. Rozłożył skrzydła i zniżył łeb by parsknąć młodemu w brzuch, następnie nadął w komiczny sposób chrapy i zarżał radośnie, jak nigdy. I właśnie wtedy spotkał się z jej wzrokiem. Z właścicielką tych uroczych oczu, w których kiedyś się zakochał. Stała pomiędzy drzewami z subtelnym uśmiechem wymalowanym na białym pyszczku. Pomógł ostrożnie wstać źrebakowi i radośnie stawiając uszy na sztorc i składając skrzydła pokłusował w jej stronę. Pocałował ją łagodnie na powitanie i spojrzał jej w oczy. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, gdyby nie to że ich syn wciąż domagał się tego by zwracano uwagę tylko na niego. Zaśmiali się melodyjnie i zaczęli wspólną zabawę. Następnie we własnym towarzystwie postanowili spędzić każdy następny dzień. Dopóki kary pegaz, znów nie będzie musiał wyruszyć w drogę, na jedną ze swych wypraw.
Powietrze rozmyło się delikatnie i cały obraz tego szczęścia zakrył nam czarny koc nocy.
~*~*~
Opowiadanie na Liste obecności… dlatego takie marne i krótkie, ale musicie mi to jakoś wybaczyć gdyż ja już nie mam czasu ani weny by cokolwiek więcej z siebie wydusić ..* westchnął*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz