piątek, 11 lipca 2014

Z Pamiętnika Kremowego Wilczura II (Lider)



Lider And Jack. Zawsze razem.. zawsze. Lider – młody pełen energi wilczek, zaś Jack – stary, inteligętny basior, prowadzący tamtego po ścieżkach życia. Tak to ja.. moje życie wtedy było przepełnione radością.. Cieszyłem się z każdego udanego polowania, z każdej najmniejszej sprawy, a stary Jack tylko spoglądał na mnie bez wyrazu po czym szedł dalej mrucząc coś pod nosem. Sądziłem że stanowimy zgrany zespół, dopóki nie zdarzyło się to czego najmniej się spodziewałem….
5 Lipca. – Noc
Jack postanowił że tego wieczoru zapolujemy na coś słabszego. Mianowicie na owce. Zgodziłem się bez wahania merdając lekko beżowym ogonem. Ruszyliśmy. Tamtej Nocy nie zapomnę już nigdy.. Czarny był przede mną, mnie kazał osłaniać tyły. Zgodziłem się i usiadłem.. Kiedy przyjaciel długo nie wracał, przestałem obserwować otoczenie i pochłonęła mnie myśl o zabawie, zacząłem tarzać się w zieloności traw nie zwarzając na nic. Dopiero po paru chwilach beztroskich wygłupów ocknąłem się i zobaczyłem że staruszek znikł mi z oczu. Wystraszony nieco, bezmyślnie skierowałem się w stronę owiec, by go poszukać. Nie zdawałem sobie sprawy że może na mnie tam czychać jakieś niebezpieczeństwo. Przyśpieszyłem. Z tego wszystkego zapomniałem że to tylko owce, które na mój widok zaczęły donośnie beczeć i w mgnieniu oka tysięczne stado rozbiegło się we wszystkich kierunkach. Przygryzłem wargi. „Gdzie jesteś Jack?” Spytałem sam siebie w duchu. Nie zdąrzyłem jednak nic zrobić, gdyż zostałem otoczony. Wielkie i kudłate psy pasterskie, było ich całkiem sporo, nie miał bym szans w walce. Zamarłem w bezruchu świdrując jedynie wzrokiem po ich masywnych sylwetkach. Kiedy chciałem się ruszyć, zamarłem na powrót, gdyż wszystkie jakby jednym ciałem zaczęły groźnie warczeć. Nie wiedziałem co robić.. i w tem usłyszałem krzyk zza siebie:
- Idiota! Miałeś na mnie poczekać! – To był Jack. Biegł wprost na rozwścieczone psy – Uciekaj!
- Bez wachania ruszyłem do ucieczki. Biegłem długo po czym zatrzymałem się i odwróciłem. Zrozumiałem że nikt za mną nie biegnie.. Nikt.. a Co z przyjacielem?. Szczeknąłem żałośnie wściekły sam na siebie. Zawróciłem, ale było już za późno. Ciało Czarnego wilka leżało rozciągnięte pośród wysokich traw.
- Jack! – krzyknąłem z przerażeniem i padłem tóż przy nim. Łzy kapały z obydwu stron niczym woda spływająca nurtem w dół.. – NIEEEE!
* * *
6 Lipca – świt
Nikt nie mógłby sobie teraz wyobrazić co czułem. Nawet strate matki zniosłem lepiej, bo nie wiedziałem tak na prawdę co się stało. Dziś rozumiałem.. Rozumiałem tylko że on odszedł na zawsze.. Szczęście i poczucie zabawy raz na zawsze wygasło w moich jasno zielonych oczach, które teraz szkliły się błękitnymi łzami. Chciałem żeby wstał i powiedział tym swoim nie przyjemnym basem że trzeba iść dalej.. Ale on nie chciał mnie słuchać.. Leżał tak tylko.. w bezruchu…
….
Nagle poczułem czyjąś obecność obok siebie. Podniosłem niemrawo łeb. Zobaczyłem dwunożnego samca. Poczułem mocny ucisk na karku i szczeknąłem z bólu, jednak nie poruszyłem się. Serce tak bardzo bolało że nie potrafiłem już walczyć.. Wszystko było mi już jedno.. Nagle poczułem jak gruby sznur zaciska się na mojej krtani i wtem zostałem podniesiony na cztery łapy i ciagnięty na przód.. Z początku nie zamierzałem słuchać, ale po chwili szarpaniny uległem. Szliśmy długo, do puki nie znaleźliśmy się przy małej chatce. Zostałem przywiązany do jakiegoś słupka, dostałem miske z wodą i kawałek mięsa. Nie tknąłem jednak tego i położyłem się w cieniu cicho skomląc.
Ps pasterskie spoglądały na mnie z pogardą. Nie wiedziałem czego ode mnie chcą. Czułem się źle.. szczerze wolałem umrzeć niż żyć z przekonaniem że to wszystko moja wina.. moja i tylko moja…
* * *
7 Lipca – Późne popołudnie
Spory męzczyzna pociągnął mnie nagle, co spowodowało że obudziłem się i cicho skomlac podreptalem we wskazanym kierunku.
- Nie będziesz mi tu hałasować całą noc szczeniaku! – krzyknął z oburzeniem po czym zamknął mnie w małej komurce. Było w niej ciasno i ciemno.. Nie wiedziałem co mam zrobić.. Bałem się, jednocześnie będąc zupełnie obojętny. Chciałem uciec gdzieś tam, gdzie ędę mógł spokojnie zakończyć swoje życie i spotkać się w zaświatach z Jack’iem.. Zacząłem skomleć coraz głośniej, aż w końcu wokół mnie pojawiła się chmara zielonego dymu. Odskoczyłem w tył zdezorientowany. Wśród obłoczków zobaczyłem Wielkiego pręgowanego, niebieskiego Tygrysa.
- Uwolnij się, a poznasz smak… poznasz smak..
Jakieś dziwne uczucie mną zawładnęło kiedy mgła opadła.. Poczułem nagłą chęć do walki. Korzystając z tego że podłoże było ziemią, zacząłem robić podkop. Kiedy udało mi sie odzyskać wolność zacząłem biec na ośleb byle do lasu… do lasu. Udało mi sie przebić niezauwazonemu. Zaśmiałem się i padłem na ściółkę leśną, ciesząc się jak dzieciak. i Wtem zobaczyłem pare metrów przed sobą potężnego kota, tego samego którego przedtem zobaczyłem w dymie.
Tóż obok niego stał Jack. Ten sam Jack. Uśmiechnąłem się natychmiast.
- Jack! żyjesz..a ja myślałem…
- Ty lepiej tyle nie myśl.. Liderze- zwrócił uwagę tygrys. – Nazywam się Keros (Kiros)
- Miło mi.. – odparłem zdezorientowany, nie miałem pojęcia o co chodzi ale naprawdę ucieszył mnie widok Jack’a
- Albo Klątwa, albo jego życie. – wskazał na nieco rozmazaną sylwetke Jack’a.
Jego rysy pyska wyglądały tak jakby mówił ” zastanów się chłopcze”
- Biore Klątwę.. On musi żyć
Tygrys uśmiechnął się w odpowiedzi po czym machnął łapą.
- Coś Ty zrboił chłopcze! Krzyknął nagle Jack który już mógł zachowywać się normalnie.
- Ja.. Ratuje Ci życie.. i płace za błędy..
- W przyszłości będziesz tego srogo żałował.. było pozwolić mi odejsć..
- Nie mógłbym.. ja… mam tylko Ciebie.. Tylko Ciebie… – padłem na ziemie bezwładnie. Nie wiem co się działo dalej. WIem że Keros był przyjacielem, i nie miał wpływu na to jaka to będzie klątwa.. lecz nie byłem pewnien czy przez to nie strace możliwości spełnienia przeznaczenia mych przodków….
.
* ~ * ~ * ~ * ~
Za błędy przepraszam ale na tym kompie nie chcą sie poprawiać x_X’ onet sie chrzani i wszystko mnie wkurza…
A całość to taka nagła potrzeba opowiedzenia wam czegoś o sobie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz