piątek, 11 lipca 2014

Świat widziany oczyma alphy (Jenna)

18 września 2010

Alpha stała w lesie patrząc nieobecnym wzrokiem na szalejących mieszkańców swego stada. Wejść? Czy lepiej pozostać w cieniu? Nie psuć. Nie psuć im nastrojów własnymi zmartwieniami.. Stała tak długo wpatrując się w to jacy są szczęśliwi.. Oni na pewno, ale ta która to wszystko stworzyła stała teraz bezradna, załamana.
Zwiesiłam łeb i spojrzałam w ziemię u moich łap. Brunatna, z odrobiną trawy. Spojrzałam w niebo po czym znów skierowałam wzrok na polanę gdzie właśnie dało się słyszeć śmiech Ingardium i Franki. „Cóż.. Nie będę im psuć nastrojów” pomyślałam i odwróciłam się w dobrze znanym mi kierunku.
Ruszyłam, powoli, ale i ostrożnie. Znów idę tam gdzie zawsze bywam gdy jest mi źle. Urwisko. Przepaść. Czemu to tak wiele dla mnie znaczy w takich chwilach? Sama nie wiem. Idę bo tam czuję się najlepiej. Walczę ze swoimi uczuciami sam na sam, patrząc w ciemną przepaść. W pewnym momencie przystanęłam. W oddali leżały dwa wilki.. Noa i Rain? Naj-prawdopodobiej. Niech sobie lezą. Przyśpieszyłam kroku i już po chwili znalazłam się na obrzeżach HOLS
Wspięłam się na skalną skarpę, potem ruszyłam ścieżką w górę. W końcu zatrzymałam się. Wyszłam z pośród drzew i ujrzałam ten sam widok który oglądałam jeszcze niedawno. Trochę piaszczystej ziemi a za nią..? przepaść, nicość, koniec. Podeszłam znów kilka kroków i usiadłam. Drgnęłam. Przez głowę przemknęły wspomnienia. Wszystkie złe chwile. Dobrze pamiętam jak chciałam skoczyć.. Miałam dość. Podniosłam łeb i spojrzałam na zachmurzone niebo. Zbiera się na deszcz. A… uh.. przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Przysunęłam się do przepaści by znów spojrzeć w czarną dziurę. Jaki jest dziś  powód mojego smutku? Tego nie wiem nawet ja.. Przeczucia dają za wygraną. Nie umiem sobie z tym poradzić. Zamknęłam oczy. Chciałam choć przez chwile nie myśleć o niczym. Ale nie udało mi się. Ktoś mnie znalazł. Ktoś kto najwyraźniej musiał zauważyć mą zgorzchniałą minę.
- Jenn?
Odwróciłam się słysząc dobrze znajomy mi głos.
- tak?
- Co tu robisz? Czy coś się stało?
Nie dało się nie zauważyć.. Jak zwykle. Shanti zawsze widziała kiedy coś jest nie tak jak być powinno.
- Wszystko w porządku.. chciałam pobyć sama.
Wtedy wilczyca usiadła obok mnie i spojrzała mi w oczy. Nie wytrzymałam. Opadłam bezradnie na ziemię, tak że jedynie łapy zwisały mi bezładnie z urwiska. Nie wydałam jednak z siebie żadnego odgłosu. Po prostu zsunęłam się. Jednak po rysach mojego pyska można było odczytać ból i wysiłek.
- Jenn – Shan jak to miała w zwyczaju starała się mnie pocieszyć, a ja tylko oparłam łeb o jej łapę.
Minęło parę minut. Przez moją głowę wiły się najróżniejsze myśli, najgorsze wspomnienia wracały, próbując przebić moją wytrzymałość psychiczną, ale na próżno. Wstałam i spojrzałam na przyjaciółkę.
- Shan ja już nie potrafię.. Stworzyłam to wszystko a teraz nie potrafię sobie z tym poradzić.. – wyjęczałam z załamanym głosem.
- Musisz sie pozbierać. Nie możesz marnować czasu na takie rzeczy. Dasz radę. Stado w ciebie wierzy, nie możesz się teraz poddać.
Zamknęłam znów oczy. Brakło mi słów by opisać to wszystko, wszystko co się we mnie gotowało.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale.
Spojrzałam na nią poważnie.
- Powiem ci coś, Jedyne czego najbardziej żałuję w życiu to, to że nie jestem kimś innym.. kimś silniejszym.
- Jenna przestań! Nie powinnaś tak nawet myśleć.
- Wiem co mówię – warknęłam. Złość, smutek, słabość. Wszystko jakby skotłowane zaczęło się ze mnie na raz wydobywać.
Nie wytrzymałam i rzuciłam się w ścianę lasu ze ściśniętym gardłem. Nigdy nie czułam się tak okropnie. Targały mną nieopisane emocje. Pobiegłam w głąb terenów HOLS. Nie interesowało mnie co sobie pomyślą osoby które zobaczą mnie w takim stanie. Po drodze minęłam zdezorientowanych Nacka, Senogatha, Lirael, Arjunę i Noę. Biegłam. Nie oglądałam się na boki. Skupiłam się na płynnych ruchach własnego ciała. Nagle przed moimi oczami pojawił się ni z tond ni zowąd Rain.
- Rain! – warknęłam i niemalże w niego uderzając skoczyłam w bok i pobiegłam dalej.
Złość mieszany z nieopisanym smutkiem dawały w efekcie nieokiełznany atak szału. Czułam że biegną za mną. Nikt nie wiedział co się tak na prawdę ze mną stało. Słyszałam nawoływania. Ale biegłam dalej. W końcu opuściłam tereny HOLS. Gdy byłam już daleko od domu poczułam się dziwnie samotnie. Zwolniłam kroku to lekkiego truchtu. Zaczęło kropić. Krople deszczu delikatnie opadały na moje gęste szare futro. Zapłakałam.
- Co ja do cholery robię!? – warknęłam sama do siebie. Padłam na ziemię, zmęczona, zła, samotna. Znów pełno myśli oplotło mój mózg, ale znów coś mi w tym przeszkodziło, dwie czerwone łapki pojawiły się przed moimi oczyma. Podniosłam się. Stał przy mnie Mikey. Był caluteńki przemoczony.
- Mikey co ty tu robisz?
- wołałem ale nie odpowiadałaś.. myślałem że uciekasz.. pobiegłem za tobą.
Wstałam i przytuliłam liska. Tego mi teraz było trzeba. Mały zziębnięty, dygoczący malec. Kilka łez wypłynęło mi z oczu ale tuż po chwili znów byłam gotowa do działania.
- Chodź.. schowamy się przed deszczem.
Ruszyłam przed siebie. Tak naprawdę nie miałam pojęcia jak daleko zabiegłam, gdzie teraz byłam. Jedno wiedziałam. Odpowiedzi poszukam o świcie, a na razie muszę znaleźć jakąś jamę. Tak też się stało po godzinnych poszukiwaniach znalazłam małą ciasną jamę. Weszłam do niej. Byłą tak ciasna że z trudem zmieściłam się tam razem z liskiem.
Mały szybko usnął. A ja? Ja oczywiście nie. Czułam na sobie brzemię, czułam ze zrobiłam źle. Naraziłam go na niebezpieczeństwo. Tym samym porzuciłam stado. Shanti miała racje.. bądź silna. Oni we mnie wierzą.. wierzą w kogoś kto zwątpił? Tak nie może być. Jakoś przetrzymaliśmy noc. O świcie obudziłam Mikey’a i wyszliśmy z jamy. Przetrzepałam futro i usiadłam próbując sobie przypomnieć kierunek z którego przyszłam.
- Chodźmy już do domu..
Spojrzałam na niego i schyliłam łeb.
- Przepraszam cię.. to ze tu jesteśmy .. – westchnęłam.. nie umiałam mu tego wytłumaczyć. Mały jedynie przekrzywił łepek z czającym się gdzieś znakiem zapytania.  W tym samym jednak momencie przypomniałam sobie w którą stronę do HOLS.
- mamo? – jęknął malec
- już.. chodźmy – spojrzałam na niego z delikatnym uśmiechem.
Czułam że wszystko wróciło do normy. Ruszyliśmy. Po paru godzinach wkroczyliśmy na tereny HOLS. Weszłam na polanę, rozglądając się napotkałam stalowy wzrok Shanti. Podeszłam więc do niej.
- Jenn przepraszam Cię jeśli.. – nie dokończyła gdyż jej przerwałam.
- Nie Shan.. to ja przepraszam.. nie powinnam była się poddawać. Dziękuję ci. – przytuliłam ją i położyłam się gdzieś obok. Wzięłam do pyska malca i zaczęłam starannie czyścić jego futro.
Wszyscy patrzyli na mnie dosyć dziwnie. Jak by wciąż nie wiedzieli co się tak na prawdę stało.
- Przepraszam wszystkich.. za wczorajsze.. to się więcej nie powtórzy.. – powiedziałam ostatecznie do zebranych i położyłam łeb na miękkiej trawie.
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~
Tak.. Taki sobie wylew emocji, które targają mną przez ostatnie kilka tygodni..
Rzadko piszę tutaj opowiadania.. dziś to się zmieniło.. jak widać.
Dziękuję wszystkim za przeczytanie.
Zdarzenia z opowiadania nie wydarzyły się na prawdę, jednakowoż musiałam wtrącić wasze postacie w tok akcji. Inaczej to by niczego nie przypominało.
                                                                                            ~Jenna
Jenna  (20:39)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz