sobota, 26 lipca 2014

Opowiadanie HOLSowskie, cz. III „Zniknięcie, za zniknięciem” (Aldieb)

28 października 2010

            Biegliśmy równym truchtem przez las. Rain już nas dogonił, szybko uwinął się z wargami. Spojrzałam w górę, pomiędzy koronami drzew migały mi sylwetki dwóch smoków: Ingardium i Darka. Ze względu na ich rozmiary wśród gęstych drzew trudniej było im się poruszać, a w powietrzu mogli wypatrzeć nadciągające niebezpieczeństwo.
            Spuściłam łeb, wbijając wzrok przed siebie. Już kiedyś brałam udział w takiej wyprawie. Wspomnienia niepokojąco łatwo wypłynęły na wierzch, mimo że tak dawno już je zakopałam. Pomyślałam o swoich przednich łapach. Jena, złamana wtedy podczas walki z centaurami, nadal trochę bolała kiedy zbytnio ją nadwyrężałam; na drugiej, na co dzień niewidoczny, ale nadal obecny, znajdował się symbol powietrza – moc, którą zostałam obdarowana, aby wypełnić tą misję.
- Dosyć! Ja już nie mogę! – wzdrygnęłam się, niespodziewanie wyrwana z zamyślenia przez stanowczy głos Franki. Szybko przegnałam z umysłu mary przeszłości, nie powinnam była się tak zatracać – Zróbmy w końcu postój.
Zwierzęta spojrzały po sobie niechętnie, widać było, że nie chcą tracić czasu.
- Myślę, że Franka ma rację – powiedziałam spokojnie – biegniemy cały dzień. Z tego co mówiła Arjuna, ta góra jest już niedaleko. Przed starciem z chimerą musimy być wypoczęci.
Mimo oporów, wszyscy się zgodzili. Nack znalazł jaskinię, gdzie mogliśmy przenocować, nawet smoki się zmieściły.
            Shanti pierwsza stanęła na straży. Reszta siedziała jeszcze chwilę przy ognisku, rozmawiając o tym co ich czeka, ale w końcu i tak wszyscy zasnęli.

            Jak przez mgłę usłyszałam krzyk Sagaphine. Leżałam chwilę nieruchomo mając nadzieję, że to tylko sen. Niestety, krzątanina i podniesiona głosy, dawały znać, że to tylko szara rzeczywistość. Zamrugałam kilka razy powiekami, aż w końcu, jedno po drugim, udało mi się otworzyć oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, nieco się chwiejąc. Szybkie budzenie nie było moją mocną stroną.
            Rozejrzałam się po jaskini już nieco bardziej przytomna. Ujrzałam siedem par oczu wpatrzonych we mnie, a za nimi Frankę, mówiącą coś do trzęsącej się Sagaphine.
- No co? – spytałam starając się powstrzymać rosnące uczucie paniki i nie wyobrażać sobie najgorszego.
- Arjuna zniknęła. – oznajmiła Ingardium.
- Zniknęła…?
- Tak, a Saga obwinia się za to, bo stała wtedy na warcie – uzupełniła Venus – mówi, że na chwilę przysnęła, a gdy się ocknęła Ar już nie było.
- Ale… przecież mogła pójść na spacer, na zwiad, cokolwiek!
- Wiemy. – odezwał się Dark – Sprawdziłem już okolicę, żywej duszy nie widać. Żadnych Świerzych tropów, zapachów. –
- Ani śladów walki. – kontynuował Nacka – Po prostu zniknęła. Puff.
Moje myśli zaczęły pędzić jak szalone. Arjuna była jedyną osobą, która mogła dotknąć księżycowego krzewu. Ktoś najwyraźniej chciał, żeby nasza wyprawa się nie powiodła. Ale czemu? No i posiłki nadal nie przybyły. Czemu to tyle trwa? Powinni już tu być, powinniśmy już ruszać. Ciekawe jak Jenna się trzyma… Czas był naprawdę cenny. Co ja sobie myślałam namawiając ich na postój? Jeśli Jen nie wyzdrowieje… Nie. Nie myśl tak. Wszystko będzie dobrze, musi być.
Wmawiałam to sobie, ale nie mogłam się teraz zadręczać, to nie czas na to. Byłam dobra we wmawianiu sobie różnych rzeczy; gdy byłam młodsza wmawiałam sobie, że nie boję się ciemności, że to nie moja wina, że wszystko jest w porządku, że nie boli… wiele rzeczy sobie wmawiałam, oszukiwałam samą siebie. Wiedziałam o tym, tylko że ta wiedza nic nie wnosiła.
            Potrząsnęłam gwałtownie głową, zdając sobie sprawę, że mój umysł zasnuły niepożądane myśli. Spojrzałam na wylot jaskini, czując nagły chłód. Na zewnątrz świat nadal był okryty gwieździstym płaszczem nocy. Ale… zaraz! źródło zimna znajdowało się za mną, w głębi pieczary. Zesztywniałam jak sparaliżowana, w tym samym momencie dostrzegając przerażoną twarz Venus, która siedziała najbliżej wejścia, naprzeciwko mnie. Wiedziałam, że coś za mną jest, wiedziałam że powinnam się odwrócić, uciekać, cokolwiek, ale nie mogłam, zbyt się bałam, strach zmienił moje kończyny w ciężkie bryły lodu.
            Reszta zwierząt zauważyła już obecność niechcianego lokatora naszej kryjówki. Nack wstał, jeżąc sierść na karku i powarkując cicho.
- Cco jest? – wyjąkałam w końcu słabym głosem, czując na plecach lodowaty powiew powietrza.
- Aldieb, padnij! – ryknęła Ingardium, jednocześnie doskakując do mnie i ściągając brutalnie na twardą skałę. I dzięki Bogu, bo właśnie uratowała mi życie. Stwór przeskoczył nad nami, lądując przy wylocie jaskini, czym zagrodził nam jedyną drogę ucieczki.
            Monstrum miało w sobie coś znajomego. Nie mogłam pojąć, skąd we mnie takie uczucie. Potwór na pierwszy rzut oka sylwetką przypominał wilka. Tylko, że miał trzy metry w kłębie, pazury długości mojej szczęki, jarzące się oczy i się dymił. Dosłownie. Z jego czarnej jak smoła sierści, oczu i paszczy wyposażonej w rzędy śmiercionośnych kłów, sączył się gryzący nozdrza dym.
            Zrobiło mi się słabo. Usłyszałam jak Franka szepcze do Nacka:
- Jesteś pewny, że sprawdziłeś tą jaskinię, zanim nas tu sprowadziłeś?
Ten pokręcił tylko głową i zacisnął szczęki.
Nastała pełna oczekiwania cisza. Grupa zwierząt stała naprzeciwko demona, obie strony nieruchome, czekające na ruch przeciwnika.
Nagle Saga krzyknęła, nie wytrzymując napięcia:
- Co zrobiłeś Arjunie?! –
Potwór skierował swoje ślepia ku białej wilczycy i zarechotał ochryple, po czym ruszył do ataku, kierując się wpierw ku Venus.
Te ruchy… były tak znajome. Gdybym tylko mogła sobie przypomnieć…
- Ruszaj się! – usłyszałam wściekły głos smoczych, tuż przy moim uchu, zaraz potem była już gdzie indziej.
Tak, tak, ruszaj się. Błyskawicznie oceniłam sytuację. Rain rzucił się na demona od tyłu, ale po prostu przez niego przeleciał. Przeleciał! Nie dobrze, nie dobrze…
Czarny stwór wirując, tańczył wśród napastników, kłapiąc na wszystkie strony potężnymi szczękami i najwyraźniej świetnie się bawiąc. Mieliśmy przewagę liczebną, ale co z tego? Demon był zbyt szybki.
            Nagle krzyknęłam, kiedy ciężkie ciało Darka przygniotło mnie do ziemi, wyciskając ze mnie resztki powietrza, jakie mi zostało. Smok otrzymał zbyt ciężkie uderzenie, nie mógł się podnieść. Poczułam, że odpływam. Wszystko mnie bolało, nie mogłam oddychać, mroczki pokazały mi się przed oczami, po chwili ciemność ogarnęła mnie całkowicie, straciłam przytomność.

***
            Gwałtownie otworzyłam oczy, podrywając łeb do góry i zaraz tego żałując. Ból rozrywał mi głowę na kawałki. Wzięłam kilka głębokich wdechów, na uspokojenie oddechu. Było ciemno. Nie widziałam nawet czubka swojego nosa. Ale miałam wolne łapy, to dobrze. Nadal nie wiedziałam gdzie jestem. I gdzie są pozostali?
            Odwróciłam głowę, słysząc jakiś hałas obok mnie, a po chwili słaby głos.
- Aldieb… to Ty? – Shanti. To ona.
- Tak, to ja. Nic Ci nie jest? Co się stało? Czy wszyscy są cali? – zalałam ją potokiem pytań, ale po chwili się opanowałam.
- Walczyliśmy.. ale on był zbyt szybki, a potem Dark stracił przytomność, Inq zaatakowała tym swoim ‘Mroźnym podmuchem’ jak ona to nazywa i zgasiła ognisko. Zrobiło się ciemno, nie wiedzieliśmy co się dzieje. Złapał nas wszystkich po kolei i zaniósł w głąb jaskini.
I znowu kilka głębokich wdechów. Spokojnie… Moje oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, wnętrze było oświetlane przez światło dzienne, dochodzące najwyraźniej z jakiejś szczeliny, a to oznaczało, że nie byliśmy zbyt głęboko pod ziemią. Trochę się uspokoiłam.
- A gdzie reszta?
- Dark i Inq są naprzeciwko nas, obok nich Nack i Rain, za ścianą przy której siedzisz znajdują się Saga i Franka.
- Nikt nie jest poważnie ranny?
- Całe szczęście nie… Ale jak stąd uciekniemy? Kiedy byłaś nieprzytomna, próbowaliśmy najróżniejszych sposobów i nic. Otacza nas lita skała, po za wejściem, które jest zabezpieczone stalowymi prętami.
- Uciekało się z gorszych miejsc.. – mruknęłam pod nosem oglądając kraty. Ale nie będzie łatwo.. – Shanti! Słyszysz to? Ktoś idzie.
            Po środku jaskini stanął człowiek. Przynajmniej tak mi się wydawało, że to człowiek. Miał wyprostowaną sylwetkę, ale z jednej strony miał jakby… futro? Nie, chwila. Wetknęłam nos między pręty przypatrując się mężczyźnie. Był stary, wysuszony, pachniał stęchlizną, starością, grzybami i.. ziemią. I miał brodę, długą, naprawdę długą, sięgała mu niemal do stóp.
- No, no. Cóż za piękny łup. Mój Senogar sprawił się znakomicie.
- Senogar? To ten typek co nas zaatakował? – usłyszałam głos Raina, dochodzący z naprzeciwka.
- Tak, mój piesek przyniósł Was dla mnie. Ależ się cieszę, tak się cieszę. – starzec zakołysał się na piętach uśmiechając się nienaturalnie szeroko. Zdziwiłam się, że w ogóle nas rozumie.
- Złapałeś też Arjune, one też tutaj jest? – spytała Franka.
- Arjunę?
- Biała, skrzydlata wilczyca, ma księżycową moc. Schwytałeś ją, żeby nam przeszkodzić, tak?
- Nie wiem nic o żadnej skrzydlatej wilczycy, chyba, że mówisz o tej z czerwonymi kudłami na głowie. Ale nie, nie. Złapałem Was, ponieważ jesteście mi potrzebni.
- Do czego? – dźwięczny głos Inq – Zresztą nie ważne, wypuść nas, albo sami się wydostaniemy, nasi przyjaciele są już w drodze, uwolnią nas.
- Przyjaciele? Wspaniale. – rzekł uradowany staruszek, zacierając wysuszone ręce – Od tak dawna nie miałem młodych, pełnych życia dawców. I będzie Was jeszcze więcej! To mi starczy chyba na 100 kolejnych lat życia, wspaniale.
- Że przepraszam co? – wtrąciłam się nie wytrzymując. Co ten dziadek bredzi do cholery jasnej?
- No to, że użyje Was do mojego wspaniałego Eliksiru Życia, będę żył na wieeekii! – zawołał przeciągając ostatni wyraz i odszedł śmiejąc się jak opętaniec.
- No pięknie, po prostu pięknie, jesteśmy więźniami czubka. – zaczęłam mamrotać pod nosem, czując ucisk w brzuchu. Siedzimy tu i nic nie robimy, Arjuna zniknęła, a Jen nie ma czasu.
—————-
Skończyłam. o3o Ło jeju, ale ja dawno nie pisałam takiego ekscytującego opowiadania 8D
Trochę namąciłam oo’ mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe o:
Starałam ująć wszystkich po równo, ale nie jestem pewna czy mi się udało. No i sorry jeśli czyjeś zachowania, reakcje opisałam niewłaściwie, nie znam Was aż tak @_@

Następną osobą, która będzie pisać jest Senogath, o ile zgodzi się zebrać posiłki i nam pomóc ;p Jeśli nie, powiedz, to wyznaczę inną osobę.
Aldieb (16:29)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz