niedziela, 27 lipca 2014

Opowiadanie stadne cz XII (Lider)

>Podkład?<

Zmęczony jak diabli, ale biegłem wciąż stałym tempem za skrzydlatą wilczycą. Nie wiedziałem co czeka nas po drodze. Widziałem teraz jedynie cień lecącego ponad konarami drzew zwierzęcia. Przyśpieszyłem nieco tępa i dogoniłem Ar, po chwili zniknąłem jej z oczu. Równie szybko wyskoczyłem z zarośli i zatrzymałem towarzystwo. W efekcie jeden ponabijał się na drugiego. Karambola jak nigdy. Shitan, chyba jako jedyny zrozumiał o co chodzi i nakazał ciszę, po czym obaj podeszliśmy do zarośli i wychyliliśmy się z nich, tóż za nimi była przepaść. Ogier cofnął się dwa kroki i spojrzał na rozgniewany tłum
- Tędy raczej nie przejdziemy.. chyba że macie spadochron.. Przed nami jest spora przepaść, a po drugiej stronie dolina księżycowa, gdzie rośnie owa roślina.. musimy przez to przejść, jak najszybciej..
- Ale jak? – jęknęła Hecate
- wysilmy mózgi – krzyknął ktoś z tłumu.
- Shitan, może byś nas przewiózł, pojedynczo? – Spojrzałem błagalnie na jego potężnie zbudowane skrzydła. Chociaż raz.. ten jeden
Samiec spojrzał na mnie i skrzywił się:
- Dobrze wiesz.. że nie moge – odwrócił wzrok.
- Ale…
- Spokojna głowa, damy rade – powiedział Rain i rónież wysunął się naprzód, spojrzał w dół. Było na co popatrzeć.. Przepaść była szeroka i niewyobrażalnie głęboka, a na samym dole tliła się niebieska wstęga rzeczna. – Albo jednak nie.. – jęknął.
- Znajdźmy inną trasę…. musi być jakieś przejście..
Spojrzałem na Arjunę, nie musiałem jej dużo mówić. Natychmiast wzbiła się w powietrze. Wróciła po paru godzinach.. Zdąrzyliśmy się za ten czas rozejrzeć po okolicy, nic. Żadnej wskazówki. Tirrathee zawyła widząc nadlatującą wilczycę by poinformować resztę.
- No i co?
- Nic, ta przepaść ciągnie się chyba w nieskończoność a potem zakręca, musielibyśmy nadrobić spory kawałek..  – nie dokonczyła, ktoś jej przerwał.
- Ale my nie mamy na to czasu! – krzyknęła zdesperowana Franka.
- Zbudujemy most – zasugerowałem dumnie..
- Ciekawe jak – Shitan uniósł brew i dopiero wtedy zauważył że kogoś brakuje – Gdzie Aldieb?
- Nie ma jej? – rozejrzałem się.
- No pięknie, kolejna zguba – mruknęła Sagaphine.
- Aaaaaal!  Aaaaldieb! -  zaczęliśmy wrzeszczeć
- Spojkojnie, tu jestem – wyszła z lasu nieco poirytowana.. – sądzę że ten las jest jakiś dziwny..
- Co masz na myśli?  – spytał Dark
- Jest w nim jakaś tajemnicza siła.. i pole magnetyczne..
Wszyscy bez namysłu udaliśmy się do lasu i wtem ktoś zaczął wołać. Odwróciłem się 
- Jej! to Rain!
Podbiegłem do urwiska. Ciemny wilczur stał po drugiej stronie przepaści wesoło machając ogonem.
- Jak to zrobiłeś?
- Tam w lesie, jest coś na kształt portalu, niestety przerzuca tylko jedną osobę, za określone zadanie.. każdy kto chce przejść musi wykonać zadanie, jakie będzie mu dane w wizji. Poradzicie sobie, nie są aż takie trudne.
- Hmm no dobra..
Udaliśmy się we wskazane miejsce. Aldieb prowadziła nas, bowiem czuła bardziej niż my tajemniczą siłę portalu. W końcu przed naszymi oczyma pojawiła się grota, a jej wnętrze wypełniały zielono niebieskie wirujące pasy.
- Dobra kto pierwszy?

>PODKŁAD STOP<

>PODKŁAD 2 <

- Ja..  – przed sam portal wyszła Arjuna. Skupiła się i po chwili podeszła do mnie. Moje wątpliwości rozwiała pocałunkiem. Po chwili uśmiechnęła się i weszła do portalu. Zniknęła.. Poczułem się tak, jakby się ze mną żegnała.. Każdy następnie wykonywał jakieś błahe zadania. Na koniec zostałem ja .. i Shitan.Poszedłem pierwszy. Przed moimi oczyma ukazała się wizja.
Siedzący staruszek w ludzkiej Formie.
Serce.
Ptak.
Walka
Otrząsnąłem się. Ruszyłem przed Siebie. Nie wiedziałem że Shitan podąża w mój ślad.W intuicji wiedziałem że chodzi o ptaka którego wyczułem już na początku. Zacząłem się skradać, czułem że się do niego zbliżam. Zatrzymałem się i zawyłem. W odległości około 5 metrów ode mnie, stało suche zupełnie drzewo. Na jednej z jego gałęzi wylądował sporej i nadnaturalnej wielkości ptak. Był to orzeł. Z Orłów Gigantów. Wiedziałem że musze go jakoś oswoić bo tylko to pomoże nam zdobyć roślinę, która była pilnowana przez Chimerę. Skupiłem cały swój umysł na zwierzęciu. Nagle uniosła się nad moją osobą jasno zielony dymek, który stopniowo zaczął przeistaczać się w światło. W bardzo rażące światło. Światło padło na zwierze i w tym momencie wszystko zgasło.. Basior padł na ziemię nie przytomny..

***

Kiedy się ocknął, szybował na czyimś grzbiecie, lecz nie był to ani Shitan, ani jego luba.  Podniósł się, miał doskonałą równowagę. Był jak jeździec, na swym rumaku. z Tym że leciał na orle. Spojrzałem w dół. Nasza drużyna obmyślała plan ataku na Chimerę i zdobycia rośliny. Orły miały zająć zwierze, lub zabić, kiedy ktoś będzie kradł roślinę. Spojrzałem teraz na boki, obok mego Orła, wysoko szybował Shitan. Czego nigdy nie robił.. Nie chciał z jakichś powodów.
- Uda się nam ! – krzyknąłem wesoło na samą myśl że to co było tak daleko w końcu może sie udać.
- Uda.. Ogier skinął łbem i wylądował, by dowiedzieć się co zaplanowali tamci.

~!~!~!~!
koniec oO’ sie napociłem przy tym @_@
Ocena mile widziana
Dalszą część pisze: Tirrathee
( potem Hecate albo Dark.. tak?)
[ możecie opisać walke z Chimerą a potem na końcu powrót do domu, też sie może coś dziać ;D no i np sam akt uzdrowienia Alphy czy coś. ]
{ pisze to zebyście nie myśleli że prawie zakończyłem i nie bedzie o czym pisać, a przecież zawsze jest.. }
Sory za błędy xD
Dziękuje za uwagę.
~Wasz sklep.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz