sobota, 26 lipca 2014

Opowiadanie HOLS`owskie część IV (Ingardium)

03 listopada 2010

Ledwo mieszcząc się razem z Darkiem i innymi osobami w tej jaskini westchnęłam.
-Ale żeśmy się urządziliśmy.- Mruknęłam dość niezadowolona.
-Można się jakoś stad wydostać?- wtrąciła Aldieb
-Nie-odpowiedział pesymistycznie Dark
                        Nie tracąc nadziei zaczęłam się podnosić, by jakoś się stąd  wydostać. Z trudem rozłożyłam skrzydła i zaczęłam się w tej jaskini kręcić i ryczeć. Czas tu miał duże znaczenie. W końcu gdy podeptałam Frankę, zaprzestałam tych starań. Ze zrezygnowaniem położyłam się i zaczęłam na swój sposób warczeć. Rain zrobił dziwną minę. Nikt nie był w nastroju. Każdy chciał znaleźć Arjune i dalej ruszać. Prawdopodobnie każdy się zastanawiał, gdzie ona się podziała. Nic nie mówiąc trochę musieliśmy czekać, aż obłąkany Starzec znów wróci. Gdy pojawił się na horyzoncie Ven zaczęła bardzo głośno warczeć. Rzucać się po całej jaskini, pokazując, że nie warto z nią i z nami zadzierać. Starzec nic sobie z tego nie robił. Wyciągną łzza siebie jakieś dziwnie wyglądające kadzidełko. Powieszone było na miedzianym łańcuchu. Całe było zdobione płaskorzeźbami różnych zwierząt. Głównie wilków w różnych pozach, koni, lwów, jednego smoka. Pojawiły się również Gryfy  i tygrysy. Zaczął wywijać tym kadzidełkiem. Z niego unosił się fioletowy dym.Odurzył nas wszystkich. Od razu. Z dziwnym uczuciem osunęłam się w sen.Chciałam z tym walczyć… Lecz nie mogłam. To było silniejsze.
                        Wszyscy obudziliśmy się w jednym momencie. Bardzo obolała chciałam podnieść głowę. Coś mi uniemożliwiło. Kolejna próba. I kolejna. Wszystkie nieudane. Po chwili dotarło do mnie, ze jestem przywiązana. Nawet ogon miałam przywiązany. Spojrzał na innych członków wyprawy. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Wszyscy byli związani. Starzec coś mieszał w takim dużym kotle. Nie widziałam za bardzo co.Obróciłam się w stronę HOLS`owiczów. Każdy był związany, lecz nikt nie miał siły by się wydostać. Starzec podszedł do mnie i wyrwał mi jedno pióro ze skrzydła. Z Darka prawdopodobnie pobrał naskórek, a z wilków sierść. Wrzucił te wszystkie rzeczy do kotła i zaśmiał się ochryple. Ten śmiech był przerażający.Znów chciałam rozłożyć skrzydła. Ból jaki natychmiastowo mnie przeszył,myślałam, że mnie rozerwie na drobne kawałki. Zaryczałam. Starzec z niewiarygodną szybkością obrócił się w moją stronę i znów się zaśmiał.
`Wątpić tedy nie przyjdzie nikomu
i że nie istnieje
żaden zwierz równający się
przepotężnemu smokowi,
w jego majestacie i pełnej
grozy sile, a tylko nieliczne
bestie warte są tak pilnej
uwagi mężów`
Ten wiersz nagle sobie przypomniałam. Lecz było za późno na dodanie mi sił. Starzec wyciągnął zza siebie to same kadzidełko. Z wyjątkiem, że smok i wilki w różnej pozie zaświeciły się zielonym światłem. Dym, który wylatywał z kadzidełka również był zielony. Gdy zaczęłam opadać w sen (Myślę, że każdy członek wyprawy osuwał się w sen) nagle poczułam na swoim ogonie drobne pazurki. Tuptało to tak, aż do samego karku. Nic dalej nie pamiętam. Jakieś krzyki, warczenie.
                        Nie wiem ile byłam nieprzytomna. Ale chyba na pewno długo, bo jak się obudziłam, zaczynało się ściemniać.Podniosłam łeb. Mięśnie nadal mnie bolały, ale byłam wolna. Zero lin i łańcuchów. Otworzyłam szerzej oczy. Już dobrze widziałam. Rozprostowałam skrzydła. Uśmiechnęłam się i zaryczałam wesoło. Spojrzałam na innych członków stada. Aldieb siedziała przed Franką, która nadal leżała. Rain obok białej wilczycy… Arjuna! Arjuna nas uratowała! Ha! Położyłam obok niej pysk.
-Arjuna,gdzie ty się podziewałaś do cholery?!
                        Nic nie odpowiedziała.Spojrzała na mnie dziwnie. Miała dość dużo zadrapań na pysku i całym ciele.  Nie zadawając już więcej pytań,położył się zmęczona.
-Nie będziemy dzisiaj już nigdzie ruszać. Musimy odpocząć- zaczęła mówić cicho Arjuna
-Tak…Masz racje- Wtrącił Nack i od razu ułożył się na ziemi obok Franki
                        Franka nadal leżała nieprzytomna.
-Ale…Przecież… Nie warto marnować czasu! Przecież możemy kogoś zabrać na grzbiet-protestował Dark, zerkając kątem oka na mnie.
-Cóż.Nie warto. Na prawdę nie warto.
                        Nikt więcej już nic nie powiedział. Albo nie miał siły, albo odwagi, patrząc na dość złą Arjune. Coś ją gryzło. Lecz chyba nikt nie wiedział co.
                        Nie mogłam zasnąć. Nadal trapiło mnie pytanie, co się stało z Starcem i Arjuną. A szczególnie z tym demonem. Co dalej będzie? Znów nas coś złapie? Wolałam o tym nie myśleć… Ale jakoś nie umiałam.
                        Następnego dnia,przyglądałam się wschodowi słońca na jakimś klifie. Całe niebo przybrało pomarańczowo-różową barwę. Obok mnie ktoś usiadł. Obróciłam pysk. Była to Shanti.
-Pora ruszać.
-Już się wszyscy obudzili? –Mruknęłam i obróciłam łeb w stronę obozowiska.
-Nie.Ale i tak trzeba ruszać.
                        Świetnie. Wstałam i podeszłam do nich.
-Dobra lenie! Wstajemy!
                        Po pół godzinie każdy był gotowy do dalszej drogi. Zabrałam Franke na grzbiet (Nadal była nieprzytomna) I ruszyliśmy przez las. Pełni nadziei.

Nie umiem pisać opowiadań :<
Przepraszamza drobne literówki. Itp.
Następną część pisze Sagaphine
Ingardium (17:42)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz