środa, 23 lipca 2014

HOLSOWICZ BEZ GŁOWY – cz.7 (Franka)

Kolejna część ^^ Znalazłam wreszcie czas by to napisać. :D Przepraszam za wszystkie błędy jakiekolwiekiczne, nie ogarniam dzisiaj.Tutaj link do poprzedniej części , dla przypomnienia.
Wlokłam się przez gęsty las.Było ciemno.Co chwila potykałam się o jakieś przeklęte konary…Marudziłam głośno.Miałam wrażenie, że przechodzę przez to samo miejsce dziesiąty raz.Taa , krążyłam bezsensownie.Straciłam całkowicie orientacje w terenie.
-Gdzie tu jest właściwie wchód..?Może byłbyś łaskaw mi pomóc? – rzuciłam do tej tajemniczej osoby której zależy na moim życiu.W sumie cały czas jakby czułam za sobą jej oddech.Ale za mną nikogo nie było.No chyba że moje zmysły odmawiają mi współpracy.W końcu usiadłam zrezygnowana.Właściwie która może być godzina? Kiedy się rozjaśni? Ziewnęłam szeroko i położyłam się spoglądając na krzew do złudzenia przypominający..właśnie.Sama nie wiem co przypominał.Jakąś zjawę? W każdym razie to było dość przerażające.Do cholery, dlaczego mam wrażenie że krzew-zjawa się we mnie wgapia? Wyobraźnia zaczęła płatać mi figle..Zły znak. Odwróciłam gwałtownie głowę.Nie chcę na to patrzeć..Ale mimo to co jakiś czas odruchowo patrzałam czy krzew-zjawa czasami nie ruszyła się z miejsca.Nie mogłam zasnąć.Czułam się dziwnie..Bałam się przymknąć powieki.Po jakimś czasie zmęczenie dało górę i powieki mimowolnie mi się zamknęły.Może i bym nawet zasnęła ale oczywiście w tym momencie zawiał silny wiatr a cały las zaczął wydawać co najmniej przerażające odgłosy.Spojrzałam uważnie na krzew-zjawę.Hm , zdawało mi się że stała trochę dalej.Teraz jest jakoś tak podejrzanie blisko mnie.Przełknęłam ślinę.Odsunęłam się lekko do tyłu..Tak na wszelki wypadek.Przeszło mi przez myśl ,że ta noc trwa stanowczo za długo.Jeszcze raz rzuciłam krótkim spojrzeniem na krzew-zjawę.Lekko kołysała się przez wiatr.Jakby tańczyła.O nie , nie będę nad tym dłużej myśleć.Zamknęłam oczy z postanowieniem że już ich nie otworzę.Grzecznie zasnę i obudzę się jak już będzie..Nagle przeszedł mnie lodowaty dreszcz.Dobra ,tylko spokojnie..Na pewno krzew-zjawa grzecznie stoi na swoim miejscu.Taak..Zacisnęłam mocno powieki i skuliłam się.Zrobiło się tak zimno..Nawet zastanawiałam się przez moment czy to nie jest już sen , bo zrobiło się naprawdę zimno a ja cała aż się trzęsłam.Jednak nawet nie tknęłam z miejsca…
     Obudziłam się.Poczułam jak słońce ogrzewa moją sierść.Dobry znak.Otworzyłam oczy.Było całkowicie jasno ,niestrasznie a nawet wręcz przyjemnie.Odetchnęłam z ulgą i przeciągnęłam się zastygając w nietypowej pozycji.Mój wzrok utknął na krzew-zjawie.A raczej na miejscu gdzie wczoraj była..To niemożliwe.Nie mogła od tak sobie pójść..Bo to krzak.Tylko krzak.Od kiedy krzaki się przemieszczają? Może ta cała krze-zjawa to był tylko sen.Taak ,z pewnością.Tak samo jak ten dziwny chłód.Nie wiem , czy uwierzyłam w swoją historię ,bo to wszystko to był jakiś bardzo realistyczny sen.Ale postanowiłam trzymać się tej wersji.Tak będzie lepiej.Uznałam ,że czas ruszać na poszukiwanie Wan…lub tego co po niej zostało.Szybko odgoniłam tą drugą myśl.Przez cały czas ziewałam przeciągle.Nie byłam jakaś super wyspana.Pogrążona w przemyśleniach , nagle wpadłam w dół..Nieduży ,ale jednak.W sumie nie byłabym specjalnie zdziwiona gdyby zaraz spadł na mnie wielki głaz albo przyszedł jakiś seryjny morderca.Albo krzew-zjawa.W sumie ta monotonność wydarzeń , to ,że cały czas jest list ,śmierć ,list ,śmierć sprawiła ,że to wszystko zaczynało mi się już nudzić. A co za tym idzie też bardziej irytować.Chciałabym to jakoś zakończyć..Może muszę zlikwidować samą siebie? To w sumie ja ,w jakiś sposób jestem odpowiedzialna za śmierć tych holsowiczów..Spojrzałam w górę.Po chwili wspinaczki już byłam na górze.To było dziwnie proste.Jak już ktoś chce zastawiać na mnie pułapki ,to mógłby się bardziej wysilić.No chyba ,że to nie ja miałam tam wpaść i zepsułam komuś niespodziankę wpadnięcia w pułapkę.Może była dla kolejnego holsowicza?Nieważne..Ja miałam za zadanie odszukać biednej Wan..Ruszyłam szybko z miejsca kierując się na wschód.Idąc rozmyślałam na przeróżne tematy.Gdy po jakimś czasie zwyczajnie mnie zatkało.Kilka metrów ode mnie stała Wan.Zwyczajnie stała ,nigdzie nie była przykuta..Jednak od razu wiedziałam że to tylko takie pozory.Bo oczywiście coś z nią było nie tak.Stała lekko rozkraczona z przekrzywionym łbem i lekko rozwartym pyskiem z którego środka spływała jakaś ciecz.Chyba krew..Wyglądała okropnie ,miałam ochotę po prostu stamtąd uciec.Ale wiedziałam ,że zapłaciłabym za to..Odruchowo jednak cofnęłam się parę kroków w tył.A Wan..parę kroków w moją stronę.Ona..coś charczała…Wydawała z siebie bliżej nieokreślone dźwięki..Wzrok utkwiła w jakimś punkcie za mną.Dziwny miała ten wzrok..Taki jakiś..Co najmniej psychiczny.Z przerażeniem odwróciłam głowę do tyłu , doszukując się tego , na co tak dziwnie się patrzała.Nie dostrzegłam jednak niczego podejrzanego.Gdy się odwróciłam ,stała tuż przede mną.Jej nos stykał się z moim..Swoje dziwne , jakby martwe spojrzenie skierowała prosto w moje oczy.Mruczała coś niezrozumiałego..Chciałam uciekać ,ale łapy odmówiły mi posłuszeństwa ,po prostu stałam i tak jak ona patrzałam się w oczy..Trochę to trwało , kiedy jej łeb jakby najzwyczajniej w świecie zaczął odpadać.Powoli odklejał się od reszty ciała a ona wydawała z siebie coraz to przeraźliwsze dźwięki.W końcu łeb całkowicie odpadł.A mi o mało co serce nie wyskoczyło.Zakręciło mi się w głowie i upadłam na ciało Wen.Zrobiło mi się czarno przed oczami…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz